Ks. Aleksander Majchrzak (1913-1937)

Na sierpeckim cmentarzu parafialnym, w pobliżu wejścia (I brama), tuż przy cmentarnym murze (sektor A1, rząd 1, nr 9) znajduje się niewielka mogiła z lakonicznym tekstem:

Fot. T. Kowalski, 2011 r.
Ś † P
Ksiądz
Aleksander
Majchrzak
Żył lat 24
Zm. 16 V 1937

Katalogi duchowieństwa diecezji płockiej milczą o duchownym o tym nazwisku, który zmarł przedwcześnie, w wieku 24 lat.

Publikujemy ten krótki tekst w 80. rocznicę śmierci kapłana, z nadzieją na bliższą identyfikację sierpczanina (?) w przyszłości. Apelujemy o jakiekolwiek informacje, które mogłyby przybliżyć osobę zmarłego duchownego pochowanego na naszym cmentarzu. Grób jest zadbany, więc najwyraźniej ktoś się o niego troszczy (pozostała w Sierpcu rodzina?). Prosimy o kontakt!

Fot. T. Kowalski, 2011 r.

† niech odpoczywa w pokoju


POST SCRIPTUM, 2023 r.

Po sześciu latach, dzień po rocznicy śmierci Aleksandra Majchrzaka, otrzymaliśmy informację o znalezionym w prasie nekrologu duchownego. Publikujemy go poniżej i przytaczamy jego dosłowne brzmienie:

Ś † P
ALEKSANDER MAJCHRZAK
Alumn V kursu Płockiego Wyższego Seminarium Duchownego
po długich i ciężkich cierpieniach, opatrzony św. Sakramentami, zasnął w Bogu w uroczystość Zesłania Ducha Świętego w dniu 16 maja 1937 r. w Sierpcu, przeżywszy lat 24.
Nabożeństwo żałobne zostanie odprawione w kościele parafialnym w Sierpcu dnia 18 b. m. t j. we wtorek o godzinie 8.30 rano, po którym nastąpi wyprowadzenie zwłok z kościoła na miejscowy cmentarz, o czym zawiadamiają, polecając duszę Kochanego Kolegi pobożnym modlitwom,
KOLEDZY KURSOWI

Głos Mazowiecki, 112 (1937), s. 1

Kilka dni po śmierci kleryka, „Głos Mazowiecki” opublikował wspomnienie jednego z kolegów z płockiego seminarium wraz z fotografią alumna Aleksandra Majchrzaka.

Ś. p. Aleksander Majchrzak
(Wspomnienie pośmiertne)

Dnia 16 maja br. zmarł w Sierpcu alumn piątego kursu Wyższego Seminarium Duchownego Płockiego, Aleksander Majchrzak, w wieku lat 24, (urodzony 13 stycznia 1913 roku w Krzykosach, początkowe wychowanie otrzymał w domu rodzicielskim).

Już od dzieciństwa czuł pociąg do rzeczy wyższych. Dobro i prawda były jego największym umiłowaniem, a wspomnienia uroczystych nabożeństw majowego, różańcowego i Bożego Ciała najmilszymi wrażeniami z lat dziecinnych, które w sercu swym przechowywał.

Chrystus wolał go do siebie już od młodości. Nie chciał się opierać wezwaniu Chrystusa i po skończeniu szkoły powszechnej wstąpił do Gimnazjum im. św. Stanisława Kostki w Płocku, aby się tu przygotować do przyszłej pracy w Seminarium. Obdarzył go Bóg bystrą inteligencją i pracowitością – tych darów Bożych on nie zmarnował, ale dobrze je wykorzystał ku chwale Bożej. Od razu w czwartej klasie został pierwszym uczniem i przez cały swój pobyt w Gimnazjum zawsze należał do lepszych uczniów.

Po maturze wstąpił do Seminarium, aby już bezpośrednio poświęcić się służbie Bożej i pracować dla Chrystusa. Ale nie danym mu było ukończyć Seminarium, bo będąc już na piątym kursie i bliski wyższych święceń subdiakonatu został złożony chorobą i zmuszony był wyjechać na ciąg kurację, która jednak nie przywróciła mu pożądanego zdrowia.

Śmierć jego boleśnie odczuli ci wszyscy, którzy mieli możność bliżej się z nim zetknąć. Bo była to dusza prosta i szlachetna, pełna zapału i miłości bliźniego. W czasie swego pobytu w Gimnazjum czy w Seminarium często był on już duszą życia koleżeńskiego. Zawsze szczery i otwarty, chętnie służył cen wszystkim swoją pomocą i radą, przy tym nie czynił wyboru między kolegami, ale z każdym, starszym czy młodszym jednakowo chętnie obcował, to też przez wszystkich był lubiany i szanowany. W każdej dobrej sprawie on musiał brać udział. Nie było sprawy, obchodzącej większość kolegów, do której on nie przyłożyłby swojej ręki. Dość wspomnieć o jego pracy w różnych organizacjach koleżeńskich, lub jego grze na organach w czasie nabożeństw seminaryjnych, do której musiał się przygotowywać w godzinach wolnych.

Miał wzniosłą ideę kapłaństwa, do którego dążył i pracował gorliwie, aby jak najlepiej się do niego przygotować.

Ale inna była wola Boża. Już wcześniej zażądał Chrystus od niego ofiary i naznaczył go swoim stygmatem boleści cierpienia. Poddał się z rezygnacją woli Bożej, ale idea kapłaństwa była mu ak droga, że wszystkie swoje cierpienia ofiarował za Seminarium, aby z niego wychodzili dobrzy i święci kapłani. Jak wzniośle pojmował swoją ofiarę, świadczą jego słowa, które pisał z okazji święceń kolegów: „Wy czekacie ofiary jeszcze rok, a ja ją już dziś składam za siebie, za was i za Seminarium. Ta świadomość, że największą wartość w życiu ma cierpienie chrześcijańskie, niesie mi dnia każdego radość do duszy”.

Gdy już pomoc ludzka okazała się dla niego bezskuteczna, nie rozpaczał, ale raczej pocieszał swoich najbliższych i ze spokojem wyczekiwał przyjścia Pana. Cierpiał wiele, ale na to nie zważał, dbał tylko o to, aby wola Boża jak najlepiej się wypełniła. „Ojcze, jeśli nie może odejść ode mnie ten kielich, niech się dzieje wola Twoja” – te słowa powtarzał przed śmiercią.

I śmierć dał mu Pan bardzo piękną. Przytomny do ostatniej chwili i opatrzony Najśw. Sakramentami z radosnym uśmiechem oddał Bogu swą czystą duszę. W ten wielki dzień Zesłania Ducha św., w którym apostołowie umocnieni łaską Ducha św. rozeszli się na cały świat głosić ewangelię, przyszedł Chrystus i zabrał do siebie swego wiernego sługę.dysk

…Zgasł przyszły rycerz sprawy Chrystusowej. Nie danym mu było złożyć ofiarę z Ciała i Krwi Pańskiej, ale z siebie samego złożył ofiarę Bogu z tą intencją, aby dobrzy i święci kapłani pracowali na niwie Chrystusa.

Ufamy, że ofiara jego została przyjęta i modlitwa wysłuchana przed obliczem Boga i że nowi bojownicy Chrystusowi będą pracować gorliwie dla sprawy Bożej, która tak bardzo leżała mu na sercu.

Kolega

Głos Mazowiecki, 118 (1937), s. 2

Dodaj komentarz